środa, 24 sierpnia 2016

A na najwyższy szczyt Tatr Zachodnich idzie się tak! - From Zero to Ultra Sezon 1 Odcinek 9 (S01E09)


OK postaram się ograniczyć moje mówienie do minimum w tym poście :) Niech on będzie bardziej Galerią niż opisem.
Jest sobota 20.08.2016, dzień wcześniej uzgadnialiśmy trasę na dzisiejszą wyprawę. Padło tym razem na Słowację. To znaczy nie całkiem na Słowację ale cel wyprawy leży po słowackiej stronie Tatr. Celem o którym mowa jest Bystra (2248m) – najwyższy szczyt Zachodniej części Tatr.
Po piątkowym obczajaniu mapy decydujemy, że przejdziemy również przez drugi szczyt – Błyszcz (2159m), który jest tak blisko szlaku na Bystrą, że aż głupio byłoby tam nie być.
Rano jak zwykle – zbiórka o 6:00 i wyjeżdżamy.
Pogoda ma być :)
Droga mija szybko, bez niepotrzebnych przygód.
Znak „Dolina Chochołowska” pojawia się znienacka więc skręcamy, parkujemy, 10 zł góralskiego „wpisowego” na parkingu, 5 zł za wejście do TPN i w drogę…
Ruszamy w ekipie dość niestandardowej bo zamiast zwyczajowej Elki, która musiała zostać w domu i bawić dzieciaki (nie swoje :P), wyrusza z nami wspólna koleżanka – Baśka. Piszę z „nami” bo ja i Gomół to już standardowe „elementy” naszej ekipy.

Pierwsze kroki 

Ładne skałki po bokach

Nudny asfalt


Koniec asfaltówki  - Chwała Bogu!

Dlaczego w tych górach tak płasko?

Każdy to był w dol. Chochołowskiej, wie, że pierwszej kilometry są dość nieprzyjemne bo idziemy tutaj po asfalcie. Chwilkę później wchodzimy na prostą, uklepaną drogę i tutaj już marsz staje się przyjemniejszy. Po kilku kilometrach spaceru doliną skręcamy w „naszą” stronę czyli w lewo na szlak czarny – na Siwą Przełęcz. Szlak prowadzi aktualnie drogą zwózki drzew połamanych przez wiatr, także pełno tam „omijania”.

Halny rozpierdol

Szlak rozjeżdżony przez samochody wywożące drewno


Jest i pierwsza samojebka :)

Szlak jest również niespotykanie łagodny przez sporą jego część co zwiastuje strome podejście na końcu. Tak też ma się stać. Po długiej wędrówce leśnymi ścieżkami bez odczuwalnej elewacji szlaku, dochodzimy do momentu w którym jest „pod górkę” aż do samej Siwej Przełęczy. Wolnym krokiem podchodzimy sobie tym „wypiętrzonym” szlakiem. Słoneczko zaczyna nam przygrzewać w mózg. Brak lasu robi swoje i zaczyna być gorąco… Za nisko na wiatr, za wysoko na las… taka robota :P

Minuta dla Gomóła

Baśka zmaga się ze stromym momentem

No dobra... przyznaję, że trochę się zasapałem :)

Odsłania się przed nami ściana Starobociańskiego Wierchu, który dumnie króluje nad resztą szczytów (przynajmniej na razie :P). Widoki rodem z filmu Braveheart otwierają nam zaspane oczy oraz matryce aparatów fotograficznych.
Baśka zaczyna narzekać (co było do przewidzenia :P), Gomół grzeje tyły bo nadal cierpi z powodu niedoleczonej infekcji górnych dróg oddechowych z tygodnia wcześniej :P Wiadomą sprawą jest to, że dadzą rady… bo nie mają wyjścia :P Pocieszam ich standardowym hasłem „już niedaleko” i pokazuje, że faktycznie już prawie jesteśmy „tam” :P

A za nami - tak!

Stary bocian mocno śpi... My się go boimy, na palcach chodzimy :)

Mimo obniżonego entuzjazmu, pokonujemy czarny szlak dość sprawnie i znajdujemy się na Siwej Przełęczy (1812m). Tam zarządzona zostaje pierwsza dłuższa przerwa na coś do jedzenia. Siadamy na trawce, podziwiając szczyt Starobociańskiego Wierchu oraz już widoczny, nasz cel – Błyszcz i Bystrą. Od razu widać, że Bystra jest potężna bo nawet z tak daleka robi niesamowite wrażenie.
Gomół wspaniałomyślnie zjada swój „potężny” prowiant czyli marchewkę i serek wiejski co zostaje opatrzone komentarzem: „no to masz kalorii na najbliższe 30m” i śmiechem z naszej strony :)
Gomół stwierdził, że nie będzie jadł nic słodkiego tym razem w górach bo chce być „fit” :P Ale marchewka!!!? Proszę Was!!! Więcej kalorii spalisz podczas trawienia tej marchewki niż ona ma w sobie :P

Ostatnie metry do Siwej Przełęczy!

Takie tam na Siwej Przełęczy :P Mina Gomóła mówi sama za siebie

15 minut póżniej, zbieramy dupy i ruszamy szlakiem zielonym w kierunku Liliowego Karbu czy jak głosi później tabliczka „Siwy Zwornik”. Jest to ten sam szlak który prowadzi nas „od dupy strony” (w sumie to od boku :P) na Starobociański Wierch. Nie jest jakoś mega stromo na tym odcinku ale można się zasapać przy szybkim kroku. W momencie jesteśmy na Siwym Zworniku (1965m) skąd szlaki rozchodzą się w kierunku Starobociańskiego lub w drugą stronę – Błyszcza i Bystrej.

"Dalej idziemy zielonym..."

W oddali - Kamienista (2121m)

Ja też tam jestem! Żeby nie było :P

Siwy Zwornik na horyzoncie!

Jest i Siwy Zwornik 

Skałki na Liliowych Turniach

Wędrujemy dalej w kierunku Błyszcza, szlakiem czerwonym. Tam szlak jest kompletnie prosty, zero podejść – taki w sumie trawersik Liliowymi Turniami. Po prawej Słowacja, po lewej Polska – można wybierać sobie w którym państwie chce się być z kroku na krok :)
Widoki malownicze. Po Polskiej stronie witają nas liczne skaliste zbocza, które spadają z dół kilka metrów od nas a po prawej również zapierające dech w piersiach stromizny które biegną spod naszych stóp aż po pobliskie doliny. Idziemy wąską ścieżką po turniach, także radzę włączyć swoją uwagę i patrzyć pod nogi.
Tym łagodnym momentem szlaku dochodzimy do Bystrego Karbu, który jest już full na Słowacji co widać po słowackich tabliczkach opisujących szlaki oraz turystach mówiących „ahoj” albo „dobri dień”.

Liliowe Turnie ciąg dalszy

I kolejne skałki po lewo (czyli Polskie... nasze!)

Bystry Karb jest tam gdzie być powinien :)

Gomół wietrzy świra na Bystrym Karbie

Robi się wietrznie i zimno więc, bez niepotrzebnej przerwy, ładujemy niebieskim szlakiem na Bystrą.
Nazwa „Bystra” nabiera swojego znaczenia na tym podejściu. Bo „stromo jest, stromo jest i stromo jest” :P
Mielimy kamienie pod nogami i gadamy o głupotach.

Bystra jest bystra... A Gomół mieli kamyki swoim Vibramem

Widoczki z podejścia

Szczyt Bystrej w zasięgi ręki

Jeszcze samojebka :P

Szlak na szczęście nie jest jakiś super długi – tam mniej więcej po 30 minutach jesteśmy już prawie na szczycie. Mocno kamieniste podejście na szczyt i jesteśmy!
Cel wyprawy osiągnięty. Co ważniejsze, nie leje, nie wieje a widoki są naprawdę pierwsza klasa.
Na szczycie spotykamy grupę anglojęzyczną i rozprawiamy na temat skąd mogą być sądząc po akcencie: moje typy to USA i Irlandia :P
Zachodzą chmurki… trza pędzić na dół.

Szczytowanie z Gomółem :P :P :P




Gomół podziwia widoki a Baśka pije wodę z gracją :)

Ja i Słowacka strona (chyba :P)

Postanawiamy, że powoli schodzimy chociaż żal bo jest naprawdę pięknie. Zejście zwyczajowo dużo bardziej męczące niż podejście – tak… jak się ma zjebane kolana to tak jest :)
Schodzimy bardziej po prawej niż wychodziliśmy żeby nie przeszkadzać zasapanym turystom idącym w górę… oraz zahaczyć o szczyt Błyszcza.
Tam chwilę jest bez szlaku ale jak pójdziecie prosto a nie niebieskim w lewo z Bystrej to niechybnie traficie na szczyt Błyszcza… jakoś tak intuicyjnie się tam idzie nawet. Zresztą idzie tam dużo ludzi żeby również zaliczyć drugi szczyt także można trzymać się stada.
Błyszcz jest już mniej spektakularny, szczególnie jak 10 min wcześniej było się na najwyższym szczycie Tatr Zachodnich :P

Z Bystrej w dół

Ja i Błyszcz tworzymy dość zgraną parę :) No homo :P

Gomół na Błyszczu też wypada całkiem nieźle :)

Schodzimy dość dobrym tempem bo za nami zbierają się nieciekawe chmury.
Stromo i sypiące się kamienie dają dość mocno w dupę kolanom ale na szczęście nie trwa to długo bo chwilkę później jesteśmy już u podnóża szlaku na Bystrą i Błyszcz który znaczy tabliczka – „Bystry Karb”. Kolana jednak całe, jest dobrze :)
Czeka nas powrotny trawersik Liliowymi Turniami aż do Siwego Zwornika. Później znowu szlakiem, który prowadzi od dupy strony na Starobociański tylko tym razem w dół i znajdujemy się na Siwej Przełęczy… to tak w skrócie :)

Widok z Siwej Przełęczy na osiągnięty już cel 

Na Siwej Przełęczy kolejny postój (drugi raz w tym samym miejscu). Po uzupełnieniu kalorii (Gomół = tuńczyk i kawałek czekolady :P jest wariot z gościa), decydujemy, że nie wracamy no-brain tym samym szlakiem w dół (czyli czarnym) tylko wybieramy wariant dłuższy ale jeszcze nieprzebyty czyli szlak zielony przez Siwe Skały (1867m) oraz Ornak (1854m), schodzący do Iwaniackiej Przełęczy.
Szlak polecam z całego serca. Jest tam idealnie prosto przez praktycznie połowę całego zejścia. Po drodze zaliczamy fajne, zielone skałki (Siwe Skały) a dalej leciutkie podejście na Ornak. Po prawej można wypatrzyć Smreczyński Staw oraz podziwiać (z przerażeniem) setki drzew wyłamanych przez wiatr w Dolinie Pyszniańskiej (również na prawo).

Cel = Siwe Skały (a raczej zielone skały :P)

Przejście Siwymi Skałami

A nie mówiłem, że zielone

Baśka, od tyłu :P



To co przed nami po zejściu z Siwych Skał

A to, co za nami :)

Idziemy dołem bo wieje

Ornak wita

Po lewej widać Rohacze - są magiczne :)

Miało być z cyklu "Ja i Rohacze" ale mi ucięło górę foty


No dobra… zejście później robi się dość mocno strome i dość długawe – ale i tak warto.
Nasze nogi podziękują za to gdy już zejdziemy na szlak żółty prowadzący w lewo od Iwaniackiej Przełęczy gdzie spotykamy grupę niemieckich harcerek które jakby nigdy nic, zakładają obozowisko w środku lasu… dziwny widok, ale cóż… :P
Także żółty szlak jest spoko. Dochodzicie nim aż do Doliny Chochołowskiej i wychodzicie w tym samym miejscu co skręcaliście na początku w kierunku Siwej Przełęczy. 


"Chodźże Gomóle, już prawie koniec!"

I wracamy na znajome błotko

Stąd już zostaje nuda… Przejście doliną Chochołowską do samochodu. Najpierw bita droga później asfalt… prosto, prosto i jak się nie ma żelowych wkładek w butach to pozdro :P
Noo… i koniec. My zadowoleni, „Gąsienica” skasował dychę za parking… Wszystko jest na swoim miejscu :)


Tak w ogóle to opisałem ostatnią wycieczkę podczas gdy mam dwie zaległe do opisania :P Także brawo Duncan! Great Job! Chronologia poszła znowu w pizdu! :P
Jak ktoś śledzi Fejsa to wie, że wracamy w Tatry w ten weekend (między 26-28 sierpnia). Tym razem atak na Wysokie także stay tuned!

Poprzednie wycieczki będą, będą na pewno :)

No miała być galeria zdjęć a jak zwykle musiałem zanudzić Was paplaniną… Ale myślę, że nie ma tragedii co do długości a kolejnym razem postaram się zrobić tylko krótkie podpisy.

Jest też nowy plan biegowy – to też poleci do opisania w niedługim czasie. No i co więcej…
Z tego wszystkiego wynika, że więcej obiecuje niż piszę ale nooo…. :P

Pozdroooo cześć!!!
Ultra jeb i do następnego :)

Piotr „Duncan”
(From Zero to Ultra)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz