OK postaram się ograniczyć moje mówienie do minimum w tym poście :) Niech on będzie bardziej Galerią niż opisem.
Jest sobota 20.08.2016, dzień wcześniej uzgadnialiśmy
trasę na dzisiejszą wyprawę. Padło tym razem na Słowację. To znaczy nie całkiem
na Słowację ale cel wyprawy leży po słowackiej stronie Tatr. Celem o którym
mowa jest Bystra (2248m) – najwyższy szczyt Zachodniej części Tatr.
Po piątkowym obczajaniu mapy decydujemy, że przejdziemy
również przez drugi szczyt – Błyszcz (2159m), który jest tak blisko szlaku na
Bystrą, że aż głupio byłoby tam nie być.
Rano jak zwykle – zbiórka o 6:00 i wyjeżdżamy.
Pogoda ma być :)
Droga mija szybko, bez niepotrzebnych przygód.
Znak „Dolina Chochołowska” pojawia się znienacka więc
skręcamy, parkujemy, 10 zł góralskiego „wpisowego” na parkingu, 5 zł za wejście
do TPN i w drogę…
Ruszamy w ekipie dość niestandardowej bo zamiast
zwyczajowej Elki, która musiała zostać w domu i bawić dzieciaki (nie swoje :P),
wyrusza z nami wspólna koleżanka – Baśka. Piszę z „nami” bo ja i Gomół to już
standardowe „elementy” naszej ekipy.
Pierwsze kroki
Ładne skałki po bokach
Nudny asfalt
Koniec asfaltówki - Chwała Bogu!
Dlaczego w tych górach tak płasko?
Każdy
to był w dol. Chochołowskiej, wie, że pierwszej kilometry są dość nieprzyjemne
bo idziemy tutaj po asfalcie. Chwilkę później wchodzimy na prostą, uklepaną
drogę i tutaj już marsz staje się przyjemniejszy. Po kilku kilometrach spaceru
doliną skręcamy w „naszą” stronę czyli w lewo na szlak czarny – na Siwą
Przełęcz. Szlak prowadzi aktualnie drogą zwózki drzew połamanych przez wiatr,
także pełno tam „omijania”.
Halny rozpierdol
Szlak rozjeżdżony przez samochody wywożące drewno
Jest i pierwsza samojebka :)
Szlak jest również niespotykanie łagodny przez sporą
jego część co zwiastuje strome podejście na końcu. Tak też ma się stać. Po
długiej wędrówce leśnymi ścieżkami bez odczuwalnej elewacji szlaku, dochodzimy
do momentu w którym jest „pod górkę” aż do samej Siwej Przełęczy. Wolnym
krokiem podchodzimy sobie tym „wypiętrzonym” szlakiem. Słoneczko zaczyna nam
przygrzewać w mózg. Brak lasu robi swoje i zaczyna być gorąco… Za nisko na
wiatr, za wysoko na las… taka robota :P
Minuta dla Gomóła
Baśka zmaga się ze stromym momentem
No dobra... przyznaję, że trochę się zasapałem :)
Odsłania się przed nami ściana Starobociańskiego Wierchu,
który dumnie króluje nad resztą szczytów (przynajmniej na razie :P). Widoki rodem
z filmu Braveheart otwierają nam zaspane oczy oraz matryce aparatów
fotograficznych.
Baśka zaczyna narzekać (co było do przewidzenia :P),
Gomół grzeje tyły bo nadal cierpi z powodu niedoleczonej infekcji górnych dróg
oddechowych z tygodnia wcześniej :P Wiadomą sprawą jest to, że dadzą rady… bo
nie mają wyjścia :P Pocieszam ich standardowym hasłem „już niedaleko” i
pokazuje, że faktycznie już prawie jesteśmy „tam” :P
A za nami - tak!
Stary bocian mocno śpi... My się go boimy, na palcach chodzimy :)
Mimo obniżonego entuzjazmu, pokonujemy czarny szlak dość
sprawnie i znajdujemy się na Siwej Przełęczy (1812m). Tam zarządzona zostaje
pierwsza dłuższa przerwa na coś do jedzenia. Siadamy na trawce, podziwiając
szczyt Starobociańskiego Wierchu oraz już widoczny, nasz cel – Błyszcz i Bystrą.
Od razu widać, że Bystra jest potężna bo nawet z tak daleka robi niesamowite
wrażenie.
Gomół wspaniałomyślnie zjada swój „potężny” prowiant
czyli marchewkę i serek wiejski co zostaje opatrzone komentarzem: „no to masz
kalorii na najbliższe 30m” i śmiechem z naszej strony :)
Gomół stwierdził, że nie będzie jadł nic słodkiego tym
razem w górach bo chce być „fit” :P Ale marchewka!!!? Proszę Was!!! Więcej
kalorii spalisz podczas trawienia tej marchewki niż ona ma w sobie :P
Ostatnie metry do Siwej Przełęczy!
Takie tam na Siwej Przełęczy :P Mina Gomóła mówi sama za siebie
15 minut póżniej, zbieramy dupy i ruszamy szlakiem
zielonym w kierunku Liliowego Karbu czy jak głosi później tabliczka „Siwy
Zwornik”. Jest to ten sam szlak który prowadzi nas „od dupy strony” (w sumie to
od boku :P) na Starobociański Wierch. Nie jest jakoś mega stromo na tym odcinku
ale można się zasapać przy szybkim kroku. W momencie jesteśmy na Siwym Zworniku
(1965m) skąd szlaki rozchodzą się w kierunku Starobociańskiego lub w drugą
stronę – Błyszcza i Bystrej.
"Dalej idziemy zielonym..."
W oddali - Kamienista (2121m)
Ja też tam jestem! Żeby nie było :P
Siwy Zwornik na horyzoncie!
Jest i Siwy Zwornik
Skałki na Liliowych Turniach
Wędrujemy dalej w kierunku Błyszcza, szlakiem czerwonym.
Tam szlak jest kompletnie prosty, zero podejść – taki w sumie trawersik
Liliowymi Turniami. Po prawej Słowacja, po lewej Polska – można wybierać sobie
w którym państwie chce się być z kroku na krok :)
Widoki malownicze. Po Polskiej stronie witają nas liczne
skaliste zbocza, które spadają z dół kilka metrów od nas a po prawej również
zapierające dech w piersiach stromizny które biegną spod naszych stóp aż po
pobliskie doliny. Idziemy wąską ścieżką po turniach, także radzę włączyć swoją
uwagę i patrzyć pod nogi.
Tym łagodnym momentem szlaku dochodzimy do Bystrego
Karbu, który jest już full na Słowacji co widać po słowackich tabliczkach
opisujących szlaki oraz turystach mówiących „ahoj” albo „dobri dień”.
Liliowe Turnie ciąg dalszy
I kolejne skałki po lewo (czyli Polskie... nasze!)
Bystry Karb jest tam gdzie być powinien :)
Gomół wietrzy świra na Bystrym Karbie
Robi się wietrznie i zimno więc, bez niepotrzebnej
przerwy, ładujemy niebieskim szlakiem na Bystrą.
Nazwa „Bystra” nabiera swojego znaczenia na tym
podejściu. Bo „stromo jest, stromo jest i stromo jest” :P
Mielimy kamienie pod nogami i gadamy o głupotach.
Bystra jest bystra... A Gomół mieli kamyki swoim Vibramem
Widoczki z podejścia
Szczyt Bystrej w zasięgi ręki
Jeszcze samojebka :P
Szlak na szczęście nie jest jakiś super długi – tam mniej
więcej po 30 minutach jesteśmy już prawie na szczycie. Mocno kamieniste
podejście na szczyt i jesteśmy!
Cel wyprawy osiągnięty. Co ważniejsze, nie leje, nie
wieje a widoki są naprawdę pierwsza klasa.
Na szczycie spotykamy grupę anglojęzyczną i rozprawiamy
na temat skąd mogą być sądząc po akcencie: moje typy to USA i Irlandia :P
Zachodzą chmurki… trza pędzić na dół.
Szczytowanie z Gomółem :P :P :P
Gomół podziwia widoki a Baśka pije wodę z gracją :)
Ja i Słowacka strona (chyba :P)
Postanawiamy, że powoli schodzimy chociaż żal bo jest
naprawdę pięknie. Zejście zwyczajowo dużo bardziej męczące niż podejście – tak…
jak się ma zjebane kolana to tak jest :)
Schodzimy bardziej po prawej niż wychodziliśmy żeby nie
przeszkadzać zasapanym turystom idącym w górę… oraz zahaczyć o szczyt Błyszcza.
Tam chwilę jest bez szlaku ale jak pójdziecie prosto a
nie niebieskim w lewo z Bystrej to niechybnie traficie na szczyt Błyszcza…
jakoś tak intuicyjnie się tam idzie nawet. Zresztą idzie tam dużo ludzi żeby
również zaliczyć drugi szczyt także można trzymać się stada.
Błyszcz jest już mniej spektakularny, szczególnie jak 10
min wcześniej było się na najwyższym szczycie Tatr Zachodnich :P
Z Bystrej w dół
Ja i Błyszcz tworzymy dość zgraną parę :) No homo :P
Gomół na Błyszczu też wypada całkiem nieźle :)
Schodzimy dość dobrym tempem bo za nami zbierają się
nieciekawe chmury.
Stromo i sypiące się kamienie dają dość mocno w dupę
kolanom ale na szczęście nie trwa to długo bo chwilkę później jesteśmy już u
podnóża szlaku na Bystrą i Błyszcz który znaczy tabliczka – „Bystry Karb”.
Kolana jednak całe, jest dobrze :)
Czeka nas powrotny trawersik Liliowymi Turniami aż do
Siwego Zwornika. Później znowu szlakiem, który prowadzi od dupy strony na
Starobociański tylko tym razem w dół i znajdujemy się na Siwej Przełęczy… to
tak w skrócie :)
Widok z Siwej Przełęczy na osiągnięty już cel
Na Siwej Przełęczy kolejny postój (drugi raz w tym samym
miejscu). Po uzupełnieniu kalorii (Gomół = tuńczyk i kawałek czekolady :P jest
wariot z gościa), decydujemy, że nie wracamy no-brain tym samym szlakiem w dół
(czyli czarnym) tylko wybieramy wariant dłuższy ale jeszcze nieprzebyty czyli
szlak zielony przez Siwe Skały (1867m) oraz Ornak (1854m), schodzący do
Iwaniackiej Przełęczy.
Szlak polecam z całego serca. Jest tam idealnie prosto
przez praktycznie połowę całego zejścia. Po drodze zaliczamy fajne, zielone
skałki (Siwe Skały) a dalej leciutkie podejście na Ornak. Po prawej można
wypatrzyć Smreczyński Staw oraz podziwiać (z przerażeniem) setki drzew
wyłamanych przez wiatr w Dolinie Pyszniańskiej (również na prawo).
Cel = Siwe Skały (a raczej zielone skały :P)
Przejście Siwymi Skałami
A nie mówiłem, że zielone
Baśka, od tyłu :P
To co przed nami po zejściu z Siwych Skał
A to, co za nami :)
Idziemy dołem bo wieje
Ornak wita
Po lewej widać Rohacze - są magiczne :)
Miało być z cyklu "Ja i Rohacze" ale mi ucięło górę foty
No dobra… zejście później robi się dość mocno strome i
dość długawe – ale i tak warto.
Nasze nogi podziękują za to gdy już zejdziemy na szlak
żółty prowadzący w lewo od Iwaniackiej Przełęczy gdzie spotykamy grupę
niemieckich harcerek które jakby nigdy nic, zakładają obozowisko w środku lasu…
dziwny widok, ale cóż… :P
Także żółty szlak jest spoko. Dochodzicie nim aż do
Doliny Chochołowskiej i wychodzicie w tym samym miejscu co skręcaliście na
początku w kierunku Siwej Przełęczy.
"Chodźże Gomóle, już prawie koniec!"
I wracamy na znajome błotko
Stąd już zostaje nuda… Przejście doliną Chochołowską do
samochodu. Najpierw bita droga później asfalt… prosto, prosto i jak się nie ma
żelowych wkładek w butach to pozdro :P
Noo… i koniec. My zadowoleni, „Gąsienica” skasował dychę
za parking… Wszystko jest na swoim miejscu :)
Tak w ogóle to opisałem ostatnią wycieczkę podczas gdy
mam dwie zaległe do opisania :P Także brawo Duncan! Great Job! Chronologia
poszła znowu w pizdu! :P
Jak ktoś śledzi Fejsa to wie, że wracamy w Tatry w ten
weekend (między 26-28 sierpnia). Tym razem atak na Wysokie także stay tuned!
Poprzednie wycieczki będą, będą na pewno :)
No miała być galeria zdjęć a jak zwykle musiałem zanudzić
Was paplaniną… Ale myślę, że nie ma tragedii co do długości a kolejnym razem postaram
się zrobić tylko krótkie podpisy.
Jest też nowy plan biegowy – to też poleci do opisania w
niedługim czasie. No i co więcej…
Z tego wszystkiego wynika, że więcej obiecuje niż piszę
ale nooo…. :P
Pozdroooo cześć!!!
Ultra jeb i do następnego :)
Piotr „Duncan”
(From Zero to Ultra)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz